top of page
  • Writer's pictureMaciej Fink-Finowicki

Białostocki Zwierzyniec

Updated: Apr 27, 2022

16.04.2022

Bajkowy ogród a w nim jabłka, grusze, śliwy swymi krągłościami przebijają się spomiędzy liści... truskawki, pomidory, poziomki znaczą tłustą zieleń czerwienią... Mirabelki, po które można się wspinać na rozłożyste konary kuszą zwiewną żółcią... orzechy, wiśnie i czereśnie mamią zmysły zamkniętym w sobie słońcem; zagony porzeczek w różnych barwach oraz włochatego agrestu krzyczą słodko-kwaśnym posmakiem. Kwiaty mruczą leniwe unisono wszystkimi barwami tęczy, szczególnie ciężko-purpurowe szepty piwonii zapadły w pamięci.. ale jest też królewski tenor róż, sopran żonkila, dumy gong strzelistej malwy, szemrzący szafir niezapominajki, śnieżnobiały refren konwalii…


Mały chłopiec siedzi w ogrodzie i bawi się na dróżce, ma niecałe 4 latka. To ja. To moje pierwsze wspomnienie, początek mojej jaźni. Dalej pamięcią nie sięgam. *). Kolorowa zieloność faluje wokół mnie, obezwładniający upał kołysze gęste powietrze, jest tak gorąco, że aż cicho. *) Swoją drogą ciekawa sprawa z tymi wspomnieniami. Dlaczego nie pamiętamy dalej niż 2 lata? Albo wcześniej? Czy wspomnienia życia prenatalnego byłyby zbyt traumatyczne dla nas? Jakiś powód musi być... może warto ten temat zgłębić.

Piękny ogród to miejsce mojego dzieciństwa, spędziłem tam mnóstwo czasu. Należał do dziadków, którzy dali mi dużo swojej miłości, takiej jaką tylko dziadkowie potrafią dać. Opowiadali o kwiatach, owocach i tajnikach roślin. Jak zrywać pomidory. Czemu mrówki są pożyteczne? Dlaczego nie łazić po orzechu **). Kiedy spędzałem wakacje u nich, wstawałem wcześnie rano przed wszystkimi, brałem klucz do furtki i pędziłem do ogrodu, gdzie byłem sam z jego wszystkim bajkowymi cudownościami.

**) Po orzechu, szczególnie starym się nie łazi, bo jest kruchy i można się sakramencko spierdolić z dużej wysokości i rozwalić sobie ten głupi ryj... O czym się osobiście przekonałem ;) Czarodziejski ogród Dziadków ***) graniczył z rozległym parkiem, którego centralnym punktem było małe zoo. Zwierzaki były dosłownie kilkadziesiąt metrów od mojego ogrodu. Bawiąc się w nim czułem zapach jaków, słyszałem ryk lwa ****) i śmiech osła.

***) W zasadzie dlaczego mówi się "dziadków" w odniesieniu do rodziców swoich rodziców? Dlaczego nie "babciów", czy też "babć"? Patriarchalizm? Uwarunkowanie historyczne? Dlaczego jest "z dziada pradziada"? A nie z "baby prababy"? Hahaha! ****) Lwy zniknęły z białostockiego zoo w latach 80-tych, po wypadku kiedy to jeden z kotów odgryzł głowę dziecku, które spuszczone z kurateli rodziców weszło do klatki. Ile w tym prawdy a ile urban legend nie wiem sam. Fakt, że ryk króla zwierząt nie rozbrzmiewa już w Zwierzyńcu od ponad 30-tu lat.

Wielokrotnie z przejęciem obserwowałem zza krat mocarnego niedźwiedzia siłującego się z wiszącą oponą traktorową, czy ogromnego żubra sapiącego gęstą parą z nozdrzy, który potem śnił mi się w dziecięcych koszmarach. Kakofonia odgłosów zwierząt miała osobliwy podkład dźwiękowy z mieszczącej się nieopodal szkoły muzycznej. Latem, przy otwartych oknach atakowały mnie nuty gam szlifowanych przez elewów na różnych instrumentach, co w połączeniu z odgłosami rodem z safari i koncertem rodzimych trelów dawało iście rokokowe wrażenia słuchowe. Dorastałem otoczony barwami, dźwiękami i wrażeniami. Szczęśliwe dzieciństwo z obtartymi kolanami, ubłoconymi butami i guzami na głowie. Byłem karmiony wiedzą o przyrodzie, gdzie podczas długich spacerów Dziadek nauczył mnie rozpoznawać wszystkie drzewa i “rozmawialiśmy” na mostku ze strumyczkiem. Pradziadek - ułan u Piłsudskiego, potem major AK - nauczył mnie wszystkich pieśni ułańskich zanim skończyłem siedem lat *****)

*****) Pradziadek zawsze pracował w koszulce, nawet w największe upały. Kiedyś jak się przebierał, zobaczyłem jego plecy, całe pokryte bliznami. Potem dowiedziałem się, że to od przesłuchań ubecji. Nienawiść do komuchów i ruskich zasiano mi w najmłodszych latach. Bogate sensorycznie dzieciństwo ukształtowało moją wrażliwość, zmysł obserwacji i ciągoty do przebywania w zieloności. Nie ułatwiło życia - może wręcz przeciwnie. Ale jestem za to ogromnie wdzięczny i doceniam to. Uważność pogłębia jakość istnienia. Wrażliwi żyją krócej ale pełniej - bombardowani gradem bodźców komponują sensualne uwertury abstrakcji zmysłowych ocierające się o synestezję i karmią się nimi kompulsywnie. Park Zwierzyniecki (nazywany oficjalnie Parkiem Konstytucji 3-go Maja) ciągnie się kilometrami, wypełniony schludnymi alejkami, gorączkową plątaniną ścieżek pokrywającą niesforne zagony rozbujałej roślinności. Typowe założenie angielskie, apoteoza naturalnego piękna przyrody. Na skraju jest cmentarz żołnierzy radzieckich, trochę zapomniany i nieco zaniedbany. To właśnie tu na młodzieńczych randkach kradłem pierwsze nastoletnie pocałunki spłonionym niebogom… ;) Dalsza część Parku przechodzi płynnie w Las Zwierzyniecki, mający status rezerwatu. Dziki i dziewiczy - poza dróżkami - nietknięty ręką człowieka. Jak okiem sięgnąć ciągnie się bór grądowy, poprzecinany ciekami wodnymi, polanami i lasem świerkowym. Można pójść tu na wielogodzinny spacer i zatracić się otoczeniu kolorów i zapachów przyrody, odciąć się od dźwięków miasta. Plątanina krętych dróżek wiedzie przez mostki, wiatrowały, podmokłe moczary i piaszczyste pagórki, prowadząc w ożywczą zieloność. ******)


******) Historia “Zwierzyńca”, bo pod taką nazwą funkcjonuje wciąż w nazewnictwie lokalnym, sięga czasów potężnego ale niechlubnie zapisanego w historii rodu Branickich. Naturalny teren leśny - ciągnący się aż do granic parku pałacowego - traktowany był jako sztucznie prowadzona ostoja zwierza pod polowania. Mieszkały tu jelenie, daniele, bażanty, kuropatwy, łabędzie i kaczki a w wodach sztucznych stawów pływały karpie i pstrągi.


Zawsze jak jestem w Zwierzyńcu - a bywam tu kilka razy w roku - na obraz bieżącej rzeczywistości nakładają mi się pod zamkniętymi powiekami wspomnienia z dzieciństwa i młodości. Las i Park zmieniły swój wygląd, ale zachowały charakter. W pamięci mam wrytą mapę duktów i zakątków leśnych, zwiedzanych pieszo i na rowerze, wciąż potrafię wymienić kolejność wszystkich zwierząt w małym zoo i wiem, gdzie szukać wiewiórek. Tak samo jak wracając myślą do ogrodu dziadków, pamiętam położenia każdej grządki, drzewa czy obraz tulipanów tuż przy ogrodzeniu, choć sam ogród przestał istnieć ponad 20 lat temu.

Reminiscencje są pastelowe, żywe i ciepłe - podbite beztroską dzieciństwa. Słońce jest cieplejsze niż teraz, zapach powietrza intensywniejszy, śnieg bardziej obfity i puszysty, zalegający miesiącami… wszystko pociągnięte jakby filtrem tradycyjnej kliszy fotograficznej. W pamięci mam też pola zwierzynieckich zawilców *******) na wiosnę. Cały rezerwat i okoliczne lasy usiane biało-zielono-złotym kobiercem efemerycznych kwiatów o ulotnym zapachu. Kwitną dosłownie chwilkę, za to urzekają mnogością i wiosennym entuzjazmem! Wrażliwe kwiatostany nocą zamykają się w dzwonki, aby w dzień otworzyć ciekawą mordkę na świat.

*****) Zawilec gajowy (anemone nemorosa - uwielbiam rytm tej nazwy!) - bylina z rodziny jaskrowatych. Kwitnie w marcu i kwietniu. Rozmnaża się przez kłącza. Całkowicie mrozoodporna. Kwiaty nie nadają się na cięte, więc ich nie zrywaj, mimo że nie są pod ochroną. Mogą podrażniać, zawiera trującą ranunkulinę. W średniowieczu wykorzystywane w ziołolecznictwie i weterynarii, obecnie jako zioło używane sporadycznie. Starożytni zbierali pierwsze kwiaty i nosili cały rok jako talizman szczęścia i zdrowotności. Nazwa, według mitologii rzymskiej, pochodzi od imienia nimfy Anemone, kochanki Zefira, którą jego zazdrosna żona Flora zamieniła w delikatny kwiat.

Ostatniej Wielkanocy miałem znowu sposobność podziwiać taniec zawilców i (jak za każdym razem) trochę straciłem głowę z zachwytu. Zajechałem akumulator w moim Nikonie prawie do zera. Trudno oddać obrazem emocje i ożywczą świeżość zawilcowego spektaklu, jednak w swej śmiałości spróbuję.

„Już zawilcom na polanie niebo wiosną zbłękitniało; nową szansą roześmiane, patrzą biało. W swoich płatkach zachowały, we wspomnienia otulony, tamtych wiosen cień nieśmiały – sen zielony”. Jan Lech Kurek, „Zawilce”

Zakradłem się między drzewa jeszcze przed świtem, aby przyłapać nagie, wstające ze snu słońce, przeganiające swoim blaskiem z nieboskłonu ospowatą gębę Łysego w pełni. Pieszczota pierwszych promieni otwiera kwiaty i odsłania tajemnice lasu. Ptaki koncertują na akord drąc się wniebogłosy do wtóru werbli dzięcioła. Mokra ziemia oszałamia zapachem, miliony białych punktów falują na ściółce, pierwszy ciepły oddech dnia zdejmuje czapkę z głowy.

Uwielbiam stan zatracenia, zawirowania przepychem, zafrapowania symetrią, rytmem kiedy cały chowam się do obiektywu i ścigam niezwykłość chwili, zaklinam ją w elektronicznym zwoju. Dopiero potem czuję zmęczenie, znużenie, ale jestem spełniony.

Przestań wreszcie czytać! Idź i zobacz świat na własne oczy…. ;)




90 views1 comment

Related Posts

See All
IMG_5149_edited.jpg

Cześć! Dzięki, że tu jesteś! Dobrze Cię widzieć!

bottom of page