top of page
  • Writer's pictureMaciej Fink-Finowicki

Wigry w kółko Macieju

15-17.09.2023


Kocham wrzesień! Za wciąż ciepłe dni, puste szlaki i dzieci w szkołach. Za chłodne noce dające ukojenie po całym dniu marszu, rześkie poranki ze wstającymi mgłami i przydrożne jabłonie oferujące najpyszniejsze jabłka na świecie. Za mniej insektów, za rykowisko i za wrzosy. Za późniejsze brzaski, pozwalające pospać dłużej, za wcześniejsze zachody dające długie wieczory na odpoczynek. Za klucze gęsi, żurawi i kormoranów na niebie oraz obfitość grzybów pod nogami. Wrzesień to najlepszy miesiąc. Zaraz po kwietniu oczywiście, heh!


Wigry powitały mnie chłodną bryzą znad jeziora i gromkim rykiem jeleni wokół. Okres godowy w pełni. Maszerowałem w mocno już stężały wieczór, kierując się ze Starego Folwarku na południe. Jako, że noc była dojrzała, nie marudząc zaszyłem się w pierwszych nadbrzeżnych zaroślach i zaległem z ulgą w hamaku. Otoczony piżmowo-bagiennym zapachem jeziora wkręciłem się w śpiwór jak kornik w drzewo. Ryki jeleni słychać było wszędzie, a liczne gwiazdy na nieboskłonie zapowiadały piękną pogodę.


Pobudka była wczesna, polowałem bowiem na wschód słońca. Zaspane oczy rejestrują łunę brzasku spomiędzy zarośli. Wyskakuję z hamaka jak z procy i na szybkości pakuję majdan. Jest już późno, więc dziś zimny start i w drogę. Na zaplanowany punkt widokowy docieram minuty przed pierwszą iskrą słońca. Spektakularny taniec mgieł nad taflą jeziora urzeka a palec na migawce pracuje na akord. Horyzont zamyka sylwetka Klasztoru Kamedułów pyszniąca się na półwyspie oddzielonym ode mnie wąskim paskiem wody i zagonem trzcin. To mój cel na niedzielne popołudnie. Jest na wyciągnięcie ręki, ale dzieli mnie od niego cały weekend i 70 kilometrów tuptania po suwalskich szlakach i bezdrożach.


Wigry to 10-ty pod względem wielkości akwen w Polsce (2118 ha) i 5-ty pod względem głębokości (74 m). Linia brzegowa bardzo urozmaicona (współczynnik rozwinięcia 4,43 / wskaźnik odsłonięcia 134). Liczne wyspy i półwyspy dodatkowo zwiększają atrakcyjność ukształtowania ze względu na duże różnice wysokości względnej wzgórz nadjeziornych. Wigry otoczone są jeziorami granicznymi, ukształtowanymi poprzez oddzielenie się zatok od akwenu głównego. Ptaki to główne atuty lokalnej fauny, jest ich tu ponad 140 gatunków. Dowodem na wyjątkową czystość wód, jest fakt, że Wigry to jedno z dwóch jezior w Polsce gdzie do tarła przystępuje sieja. Jezioro od południowego-zachodu graniczy z Puszczą Augustowską. Jest wpisane na listę najcenniejszych akwenów świata przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody (IUCN).


Widowiskowy wschód słońca, podświetlający klasztor i lustro wody szybko dojrzał i stracił swą młodzieńczą atrakcyjność. Mgły rozwiały się w rosnącym cieple dnia. Dziarsko maszeruję zachodnią rubieżą Jeziora Wigierskiego, co chwila oglądając się na klasztor, który po chwili zniknął zupełnie za kolejnym pagórkiem. Okolica ukształtowana przez cofający się prawie 20 tysięcy lat temu lądolód jest cudownie pofałdowana, oferując urozmaicenie dla oczu i tworząc wiele naturalnych punktów widokowych na skarpach nadjeziornych.


Kiedy Garmin pokazał piątkę na liczniku, zatrzymałem się na na skraju lasu na dłuższy popas. Czas na szybki przegląd ekwipunku, poprawienie butów i gorącą herbatkę. Potem nie będzie na to czasu. Po raz pierwszy od baaardzo długiego czasu używam butli i palnika zamiast tradycyjnego ogniseczka gwiaździstego. Wrzątek robiony na szyszkach z pewnością jest bardziej bushcraftowy i lepiej wpisuje się w mój styl podróżowania, zrobiłem jednak ustępstwo w stronę wygody. Jakby nie patrzeć butla jest też bardziej bezpieczna i wszechstronna. No i szybsza. Lisek chyba też chciał sie załapać na coś ciepłego, za to dzięcioł sam zatroszczył się o swoje śniadanie.


Była dopiero 8 rano a promienie słoneczne operowały już bardzo intensywnie. Szlak prowadził przez urozmaicone okolice. Gęsty las mieszany na zmianę z otwartymi łąkami i polami ustąpił w końcu borowi bagiennemu i grądom w okolicy rzeki Czarna Hańcza wpadającej do Jeziora Wigierskiego.


Za rzeką zaczyna się najciekawsza - moim zdaniem - okolica. Zjawiskowo zagubione wśród pagórkowatej kniei leśne jeziorka torfowe o uroczych nazwach Mały Sucharek Zachodni, Mały Sucharek Wschodni, Mały Sucharek Dembowskich oraz Suchar Wielki znowu zmuszają mnie do grzania Olympusa.


Jeziora typu torfowego powstają poprzez naturalne zarastanie leśnych akwenów. Brzegi takich zbiorników są wyjątkowo niebezpieczne. Najczęściej jest to powierzchnia wyglądająca na ląd, w rzeczywistości jednak jest to pływający dywan torfu, traw i innej roślinności unoszący się nad głębiną. Jeśli płat takiego nabrzeża oderwie się pod wpływem wiatru, może tworzyć swoiste pływające wyspy, nierzadko nawet z małymi drzewami. Jeziorka torfowe często mają też fałszywe, podwójne dno, pod którym jest kolejna część akwenu. Tak więc, jak nieopatrznie stąpniesz i wpadniesz tu, to możesz przepaść na wieki. Dosłownie. Popatrz na filmie, jak miejsce w którym najwidoczniej jakieś zwierzę wpadło do wody faluje na "podziemnych" falach.


W ciągu dnia jelenie odzywają się dużo rzadziej. Ich aktywność rośnie wieczorem, w nocy i rano. Jednak pojedyncze porykiwania rozbrzmiewały nawet teraz, prowokując mnie do zagłębienia się w gęstwinie lasu pokrywającego półwysep Wysoki Wegieł. Zmitrężyłem 2 godziny na szwendaniu się w poszukiwaniu jelenia - znalazłem miejsca noclegowania zwierza, słyszałem jego ryki z bardzo bliska, czułem wręcz jego zapach - jednak nie udało się go spotkać. Niezrażony kontynuowałem marszrutę aby osiągnąć Półwysep Łysocha, gdzie zrobiłem sobie dłuższy odpoczynek.


Przede mną ostatnia dziś i najmniej ciekawa część trasy, większość bowiem prowadziła wzdłuż asfaltowej szosy. Okrasiłem podróż kilkoma widoczkami na Wigry z wysokiej skarpy. Widać też tory kolejki wąskotorowej. Okrążyłem Zatokę Wigierki i szybkim krokiem dotarłem do lokalnego ośrodka turystyczno-wypoczynkowego Bryzgiel. Aprowizacja w lokalnym sklepie i jeszcze udało się złowić ostatnie tchnienie cukierkowatego zachodu słońca. Było pomarańczowo, spokojnie i romantycznie, a żaglówka przy brzegu dopełniła landszaftu.


Ostatnie 4 kilometry maszerowałem już po zmroku. Moim celem była wieża widokowa w Kruszniku. Imponująca, 15-to metrowa konstrukcja zbudowana w najwyższym na wiele kilometrów wzgórzu, oferuje wspaniałą panoramę na okolicę a przede wszystkim na urozmaiconą linię brzegową Wigier wraz z wyspami jeziornymi. Zachód słońca stąd byłby fantastyczny, gdybym zdążył tu dotrzeć - no ale dziś zrobiłem 38 kilosów i już mi się w kilometrówce nie zmieściło. Może niepotrzebnie tego jelenia dziś ścigałem, ale w sumie to też był niezły fun. Next time, jak to mówią.


Wieżę w Kruszniku odwiedziłem po raz pierwszy w 2019, kiedy to w czerwcu zrobiłem niepełne kółko wokół Wigier. Obiecałem sobie, że kiedyś tu wrócę i zrobię sobie nocleg z widokiem. Słowa dotrzymałem. Rozpięcie hamaku zajęło chwilę i jak już bujałem się leniwie, zagryzając bułkę kiełbasą, to dopiero zauważyłem, że centralnie nade mną, pod powałą, jest kamera monitoringu. Byłem już jednak zbyt zmęczony, żeby się ewakuować, więc bujnąłem się jeszcze parę razy a oczy zamknęły sie nie wiadomo kiedy. Ostatkiem jaźni zanotowałem jeszcze ryki jeleni, imponująco niosące się po wodzie.


Budzik bezlitośnie zbudził mnie o 5 tej, godzinę przed brzaskiem. Wiatr, mimo wysokości, nie dokuczał zanadto, starannie zabezpieczyłem się tarpem od strony bryzy lądowej. Sprawnie zwinąłem ekwipunek i dla porządku zarejestrowałem aparatem wschód słońca. Ten był dziś nudny i nieinspirujący. Ot, najpierw słońca nie było, potem pojawiła się cienka, różowa poświata a następnie ciepła kula wyskoczyła zza horyzontu jak piłka spod wody, od razu żółcąc się bezwstydnie. Niebo - od samego początku klarowne - pozbawiło mnie spektaklu tańczących chmur malowanych promieniami wstającego dnia. Za to widok na Wigry oświetlone w porannej, złotej godzinie zapierał dech w piersiach!


Tuż przed zejściem z wieży, złowiłem jeszcze stado łań pilnowane przez dorodnego samca. Najpewniej to on właśnie umilał mi swoimi rykami nocny odpoczynek. Grupka oddalona była o 600 metrów ode mnie, więc na kliszy została tylko pixeloza, no ale jak się podpisze, że to jeleń z łaniami, to widać łacno jelenia z łaniami heh!

Jeleń i stado łań

Marsz wschodnią rubieżą Wigier to zdecydowanie najładniejszy kawałek szlaku. Mijam szybko Czerwony Krzyż, za którym z wysokiej skarpy rozpościera się piękny widok na Zatokę Krzyżańską. Potem droga prowadzi wśród lasów niskim brzegiem, a zieloność przegląda się pięknie w płytkich i czystych wodach wigierskich.


Czerwony Krzyż nazwę swą zawdzięcza krzyżowi, który stał na skarpie w okolicy obecnego i miał kolor czerwony właśnie. Wieś w 1944 liczyła 70 gospodarstw. Niemcy spacyfikowali miejsce wywożąc wszystkich do obozów. Miejscowość nie odrodziła się i jej teren jest Miejscem Pamięci Narodowej. Krzyż nad Wigrami w jego obecnej formie upamiętnia mieszkańców. Instalacja - obok samego krzyża - zawiera też żarna, sierpy, kosy, podkowy i inne elementy codziennego użytku uratowane z pożogi wojennej i jest w swoim wyrazie bardzo przejmująca.


Dzika plaża przy Piaskach wręcz prowokuje do kąpieli, szczególnie że to już środek dnia i słupek rtęci rozpędził się do 27 stopni. W czerwcu 2019, kiedy odpoczywałem na tej plaży było równie gorąco, jednak nie zdecydowałem się wtedy na kąpiel z braku czasu. Tym razem naprawiłem niedopatrzenie. Zmęczone stopy z rozkoszą przyjęły chłód jeziora. Woda przyjemnie orzeźwia, udało się nawet popływać i odpocząć dłuższą chwilę.


Podziwiałem panoramę jeziora i wdałem się w dłuższy dyskurs z rodzinką łabędzi, buńczucznie chroniącą swojego terytorium.

"idę Ci wpierdolić..."

W kadr wpadły też nurogęsi. Tuż nad wodą przeleciał samotny kormoran, muskając skrzydłami taflę wody. Nie zdążyłem podnieść aparatu, do kroćset! Za chwile przeleciał drugi kormoran i też nie udało się go złapać. Dobra - pomyślałem - uważaj teraz, trzeciej okazji nie zmarnuj! Przyszpiliłem kormonara, jak majestatycznie startował z pozostałości starego pomostu zatopionych w jeziorze. Obejrzałem zdjęcie w aparacie - good - pomyślałem, kormoran zaliczony! I wtedy ćwierć nieboskłonu przykryło potężne stado kormoranów kołujące nad jeziorem centralnie naprzeciw mojego stanowiska. Oglądając potem wywołane zdjęcia oszacowałem liczebność stada na grubo ponad 2000 sztuk. Ptaki osiadły na jeziorze, nic nie robiąc sobie z przepływającego obok wędkarza czy pobliskich żaglówek a po dłuższej chwili poderwały się żwawo do lotu, dając mi okazję do pięknych kadrów. Tym razem byłem przygotowany i uwieczniłem to widowisko nie tylko na zdjęciach, ale też na filmiku!


Naładowany adrenaliną po bliskim spotkaniu trzeciego stopnia, nie mitrężąc wiecej czasu, zarzuciłem plecak na garb i poczłapałem na północ. Do celu było już bliżej niż dalej, jednak dzień też szybko się kończył, zacząłem więc wyścig z czasem. Wybrałem ambitnie trochę dłuższą trasę przez Rosochaty Róg, wciąż trzymając się linii jeziora. Tutaj szlak już regularnie ocierał się o cywilizację i prowadził w większości szerokim, ubitym traktem. Znowu - po nieobecności od soboty rano - na horyzoncie zalśnił Klasztor Wigierski.


Po drodze jeszcze miałem okazję obserwować ogromne stado wron, które zapewne przyleciały do nas na zimowisko z Syberii.


Pokarmiłem też pasące się przy drodze konie. Ten na filmie to chyba jakaś odmiana konika polskiego, bardzo podobne są w Popielnie na Mazurach. Konie uwielbiają jabłka i są niezwykle delikatne i ostrożne, kiedy karmisz je z ręki (zawsze z otwartej dłoni), pamiętać jednak należy o szczególnej ostrożności - w końcu to nieznane zwierzę i nie wiadomo co mu do łba strzeli!

Klasztor Kamedułów to ukoronowanie wyprawy. Jest absolutnie fantastycznie położony na wzgórzu półwyspu otoczonego z trzech stron wodą, górując nad okolicą i będąc widocznym z daleka. Ostatnim susem, pijąc resztkę wody z bukłaka, zameldowałem się na miejscu godzinę przed zamknięciem. XXVIII-wieczny obiekt zachwyca architekturą, położeniem i widokami. Słońce weszło w złotą godzinę, znakomicie barwiąc obiekt i rozpościerający się z wieży klasztoru widok. Po ostatnim remoncie jest tu jeszcze atrakcyjniej. Można skorzystać z oferty noclegów w budynkach klasztornych. Odpoczywał tu w 1999 nasz papież Jan Paweł II.


Siedzę na tarasie klasztornej kawiarni w cieniu wieży zegarowej, podziwiam widok na jezioro z jednej strony i symetrię budynków eremu z drugiej. Jest już po sezonie i mimo pięknej pogody jestem praktycznie jedynym zwiedzającym. Już byłem na wieży i w kościele, teraz rozkoszuję się zimnym Spritem - to dla mnie luksus po całym dniu marszu w upale, więc na hejnał piję od razu dwa! Obok przechodzi mnich, w ręku trzyma talerzyk z kilkoma kawałkami ciasta.


- Szczęść Boże - pozdrawiam,

- Szczęść Boże, szczęść Boże - odpowiada zaaferowany i nagle patrząc z nadzieją na mnie mówi - może kawałek ciasta?

- Nie, nie, dziękuję - odpowiadam z uśmiechem lekko zdumiony,

- Szkoda, szkoda… - idzie dalej i mamrocze pod nosem - nie ma komu oddać a pokusa taka silna - słyszę jeszcze rzucone ni to do mnie, ni to w przestrzeń.


Zabieram swoje graty i chwacko zawijam, aby pokonać ostatnie 4 kilometry i zamknąć pętlę w Starym Folwarku. Łapię idylliczny zachód, jak słońce przegląda się w jeziorze przed śmiercią. I na deser pozostawiony kapitalny widok Klasztoru odbitego w wodzie, ozłoconego ostatnimi promieniami dnia. Weekend petarda, jeden z lepszych w tym roku!


Wigierski Park Narodowy oferuje wiele. Warto nadłożyć drogi i tu zawitać. Okolica cudownie urozmaicona. Lasy różnej maści przeplatane łąkami i polami a wszystko w pięknej, pagórkowatej scenerii krajobrazu polodowcowego. Zwierzyny dużo, powietrze czyste, wody krystaliczne. Obecność cywilizacji nienachalna. Szlaki dobrze oznaczone i przygotowane. Zwracają uwagę toalety kompostowalne w miejscach odpoczynku i mnogość wiat turystycznych. Trakty pod szlaki rowerowe ubite i pięknie poprowadzone. Osobliwą atrakcją jest kolejka wąskotorowa poprowadzona południowym skrajem Wigier. Klasztor to perełka w koronie.


Zaplecze turystyczne wciąż się rozwija, nadążając za rosnącym popytem. Można tu pożyczyć rowery, SUPy, kajaki i żaglówki. Okolica jest też idealna na packraft. Dodatkowym atutem jest strefa ciszy, więc nie ma motorówek i skuterów wodnych. WPN to zdecydowanie najlepiej prowadzony Park Narodowy w jakim byłem, a jakąś tam skalę porównawczą mam, heh! ;)


Atrakcji na pewno pozostało na kolejną wizytę, szczególnie okolice Czarnej Hańczy i cały tajemniczy półwysep Wysoki Węgieł. Na dzień dzisiejszy plan wykonany w 100%. Pętla 70 kilometrów wokół Jeziora Wigry zamknięta w weekend. Do zobaczenia poza szlakiem!








64 views2 comments

Related Posts

See All
IMG_5149_edited.jpg

Cześć! Dzięki, że tu jesteś! Dobrze Cię widzieć!

bottom of page