Sauna nad Narvią
Updated: Jan 11, 2024
06.01.2024

Sobota ciągnęła się gnuśnie i bezproduktywnie, wypełniona bieżącą krzątaniną ale moje myśli - wraz z zapadającym zmrokiem - krążyły coraz żwawiej wokół planowanych na wieczór celebracji Szczodrych Godów w poznanym niedawno, nowym miejscu do grzania Sauna nad Narwią. Obiekt położony jest zjawiskowo w miejscu gdzie Narew wpada do Zalewu Zegrzyńskiego, otulony z jednej strony stromą skarpą na której rozsiadł się Serock, a z drugiej otwarty na rozległą panoramę rzeki. Mimo ograniczonej powierzchni nie jest ciasno, zarówno sauna jak i pomieszczenie wypoczynkowe zorganizowane są zaskakująco ergonomicznie.
Przybywszy nieco wcześniej, zająłem się organizowaniem obozu dla siebie, mój plan bowiem zakładał dziki nocleg na miejscu i polowanie na wschód słońca mający się objawić po drugiej stronie, szeroko w tym miejscu rozlanej Narwi

Impreza saunowa Szczodre Gody zaplanowana była na bite 6 godzin i zakończyć się miała przed 3 nad ranem. Prowadząca Aga Darcy (znana również jako Wiedźma Syreniego Grodu), wraz z asystą przygotowała wszystko baśniowo, poczynając od wystroju wnętrza, nawiązującego do okazji a kończąc na sutym poczęstunku. Same seanse okazały się być rewelacją - nie miałem większej wiedzy jak macha Aga, ale wykon przerósł moje oczekiwania.
Seanse Wiedźmy są raczej chilloutowo-relaksacyjne, co nie znaczy, że nie potrafi ona dowalić do pieca (nomen omen). Zarówno dynamika pokazów jak i intensywność ustawione zostały w przemyślanej kolejności. Duży zakres czasowy imprezy pozwolił na niespieszną realizację i - jakże ważne - długie przerwy między seansami. W saunie bywało na tyle gorąco, że kilka razy musiałem zasłaniać nos i usta “dziubkiem” z dłoni - na szczęście były też momenty wytchnienia podczas wietrzenia i wyciszenia tempa. Siódme poty pomiędzy grzaniem wielokrotnie i z perwersyjną ulgą koiłem zanurzając rozgotowane jestestwo w lodowatych wodach rzeki pod nami - cały budynek sauny położony jest na pływającej platformie.
W ramach atrakcji nie zabrakło słowiańskiej nuty, pysznych aromatów, dymu, chłodzącego lodu, czy ożywczych witek. I wielu innych, których nie zobaczysz dopóki nie wbijesz na seans z Agą - jak choćby podpalenie głowy w saunie… Więcej nie zdradzę, przekonaj się sam.

Aga wprowadza niepowtarzalny nastrój na seansach, dba o szeroko rozumianą oprawę - czyli opowieści wprowadzające, opis sesji, dekoracje i rekwizyty. Ma świetny kontakt z grupą i potrafi elastycznie dopasować się do sytuacji w saunie oraz oczekiwań, nie gubiąc opracowanej przez siebie myśli przewodniej wieczoru. Porusza się w wystudiowanych, zgrabnych ruchach, pełnych gracji i polotu. Wysublimowany performance kojarzy się z arabskimi tancerkami brzucha. Z każdego kroku przebija doświadczenie i wrodzony wdzięk. Na każdy seans - a było ich w sumie sześć - przewidziana też był inna kreacja.
Kulminacja zabawy to tańce i rytuały przy ognisku, z którego dość sprawnie zwiały nas z powrotem do ciepłej sauny krzepkie podmuchy lodowatej, nocnej bryzy. Wygrzany, wymarznięty i wychłostany - nasyciwszy zmysły i odchwaściwszy duszę i ciało - udałem się na zasłużony odpoczynek.

Przede mną całe 4 godziny hamakowania w wietrznych i rześkich okolicznościach przyrody, termometr zatrzymał się w nocy na -9 stopniach. Na szczęście w outdoorze sen liczy się podwójnie - tak więc zaskakująco wyspany i odświeżony już po 8-ej rano zawijałem dziarsko asfalt na koła mojej Srebrnej Strzały, zmierzając ku nowym przygodom - weekend jeszcze długi przede mną! Ale o tym w kolejnej odsłonie.

PS. A brzasku nie doczekałem. Leszy nie był łaskawy i płanetnicy szczelnie zasunęli nieboskłon ciężkimi firanami chmur, więc dzień rozpoczął się plastycznie nieinspirująco. Miałem jednak unikalną możliwość posiedzieć w rozgrzewającej się właśnie pod poranny seans saunie i pokontemplować samotnie ciężki, szary, nadnarwiański świt, co również ma bezsprzeczny wymiar duchowy.

No jakbym tam był... a nawet nabrałem ochoty...