top of page
Writer's pictureMaciej Fink-Finowicki

Dzika Sauna. Zaczarowany Las

Updated: Jun 2, 2022

<< odpal AERIALS, a na końcu tekstu znajdziesz pytanie do samodzielnej interpretacji :) >>

Przedzierałem się chwacko przez nieduży, gęsty młodnik sosnowy, pokryty puszystą czupryną świeżego śniegu, jednego z pierwszych w tym roku. Poświata cywilizacji została już trochę za mną, łuna i dźwięki przytłumione przez drzewa, pluszowe teraz od grudniowej białości, docierały z trudem, wyostrzając zmysły wygłodniałe outdoorowych impresji. Lekki mróz szczypał delikatnie w policzki, ale kokieteryjnie raczej, niż czupurnie. Księżyc z trudem rozświetlał mrok zagajnika, skryty za bujną kołdrą chmur, blask gwiazd nie śmiał nawet przebić się przez zgęstniałą, kleistą zasłonę buro-czarnej falangi obłoków. Skromna poświata, łapczywie chwytana była przez biały całun i miękkim odbiciem narzucała metafizyczny filtr na rzeczywistość. Szedłem ledwie widoczną ścieżką, wijącą się wdzięcznie wśród zarośli a skry śniegu strącane moim wysokim plecakiem lądowały od czasu do czasu na karku. Dzikiej Sauny nie sposób znaleźć bez dokładnych wskazówek, jednak to tylko wzmaga apetyt i poczucie mistycyzmu, rozbudzone jeszcze zanim moja noga stanęła na miejscu. Po kilku minutach wszedłem w skromny, acz wielobarwny krąg świateł, narzucających klimat temu miejscu. W mroku wieczoru miejscówka robiła jeszcze większe wrażenie niż za dnia: pulsujące jasnymi plamami kontury budynków i konstrukcji kontrastowały z kryjącymi się w cieniu niedopowiedzenia szczegółami. Jako, że byłem tu już na wiosnę (o czym jak czasu i weny starczy, nie omieszkam napisać kiedyś) mniej więcej orientowałem się w terenie, ale z zadowoleniem zauważyłem też kilka innowacji. Znaczy Dzika Sauna żyje i rozwija się!

Jeszcze przed niespiesznym pojawieniem się gospodarzy tego miejsca, honory domu spełnił wielki, stary, przebiegły kocur, który całą swoim żbikowatym (nomen omen) jestestwem wypełnił mi dużą część wieczoru, przymilając się głośnym mruczeniem i łasząc do nóg, tak jak to tylko stare koty potrafią. Na oko był nie tylko wiekowy, ale chyba już wykorzystał większość ze swoich dziewięciu żyć, sądząc po spokoju, wystudiowanych, oszczędnych ruchach i wyrachowanym spojrzeniu. Stara, kocia dusza.

Kasia i Maku, gospodarze Dzikiej Sauny, nieodparcie przywodzą mi na myśl neo-hippisów, ze wszystkimi dobrymi konotacjami tego terminu: zaczynając od ich kolorowych, fantazyjnych strojów, makijaży nacechowanych symboliką naturalną, a kończąc na spokojnym, refleksyjnym sposobie wypowiadania się i entuzjastycznym poszukiwaniu harmonii zespolenia w jedności z siłami przyrody.

Maku przywitał mnie wylewnie, jak starego znajomego, choć widzieliśmy się zaledwie raz w życiu przedtem. Kasia równie serdecznie przyjęła mnie w swoich progach, dopiero teraz miałem okazję ją poznać. Od obojga biła nieśpieszność, łagodność i ciepło. Ubrani kolorowo, w spojrzeniu i zachowaniu uważni, w słowach oszczędni i w szacunku do rozmówcy, w sylwetkach szczupli i gibcy. Od razu poczułem otaczające ich otwartość i akceptację. Zresztą tutaj nikt nic nie udaje i nie pozuje, zaraz i tak wszyscy będziemy równi w saunie, tak jak nas Natura stworzyła, nie ma sensu więc napinać się na starcie. Po wymianie zwyczajowych grzeczności i podarków, zaraz po rozbiciu obozowiska (w Dzikiej Saunie glamping w różnych konfiguracjach, jest mile widziany) bez ociągania rozebrałem się, przepasałem ręcznikiem i zanurzyłem się w wilgotne, gorące wnętrze autentycznej bani, rozbuchanej teraz gorącą parą wodną i aromatem olejków. Dzikie saunowanie odbywa się w nieco niższych temperaturach niż to co znamy jako sauna fińska, czyli siedzimy w jakiś 60-ciu stopniach. Seanse są długie, nawet do godziny, a czas wypełnia kontemplacja, ciche rozmowy, zabawa olejkami aromatycznymi oraz piękna opowieść poprowadzona przez banczika, a traktująca o tradycjach saunowania, technikach, wszelkich aspektach fizycznych, ale też o sferze duchowej procesu.

Sauna, czy też bania, sama w sobie jest miejscem magicznym, a dla starożytnych Słowian wręcz świętym. Jest przestrzenią do oczyszczenia ciała i duszy. To tutaj spędzano czas z przyjaciółmi, pertraktowano przymierza czy świętowano zwycięstwa. Z założenia wszyscy w saunie są równi, innego charakteru też nabiera rozmowa. Więcej o bani, jako centrum świata słowiańskiego i o naszych rodzimych saunowych tradycjach poczytacie już wkrótce (jakie to bezpieczne określenie czasu, nie?) w osobnym wpisie o mojej wizycie w Nadbużańskiej Ciszy i cudownych, wielogodzinnych seansach aufguss w wykonaniu uczestników Mistrzostw Świata 2021. Stay tuned!

W saunie toksyny i choroby wychodzą wraz z potem, przepłukujemy cały organizm litrami wody (warto też pamiętać o suplementacji). Nasz umysł odpoczywa od trosk codzienności, uparzony w gorącej, wonnej chmurze, jesteśmy nago i w zgodzie z naturą, nie mamy przy sobie tradycyjnych rozpraszaczy cywilizacyjnych. Jest czas tylko dla siebie, można oddać się medytacji, można przeanalizować emocje odchodzącego dnia, czy zaplanować wymagające skupienia przedsięwzięcie.


Prawidłowe korzystanie z sauny to sztuka, ale też wielka przyjemność. Jest wiele poradników, jak robić to zdrowo i bezpiecznie, warto jednak pamiętać, że sauna jest nie dla każdego. Bez zbędnego powielania wiadomości podręcznikowych, pamiętać należy, żeby korzystać z przybytku nago, wdzięki swe osłaniając pareo, ręcznikiem lub prześcieradłem. Natychmiast po wyjściu z sauny należy się opłukać a potem schłodzić, a następnie przez kilka minut uspokoić organizm, wyciszyć się fizycznie i psychicznie. Wtedy można seans saunowy powtórzyć i zapętlać to aż do osiągnięcia zakładanego dobrostanu.


Uwielbiam siedzieć w saunie aż do granic wytrzymałości. Kąpać się w gorącej atmosferze, wdychając zapach palonego drewna, olejków aromatycznych, oddając się masażom i chłoście witkami. Pod koniec seansu, kiedy wszystkie warstwy mojego jestestwa są dokumentnie przegrzane, lubię dolać jeszcze chochlę wody na rozgrzane kamienia, zanurzyć się i dopalić w parzącej mgle, ostatnim uderzeniem piekła spuentować seans, aby z ulgą wychodząc na świeże powietrze, oddać ciało na pastwę lodowatej kąpieli. Jest coś niesamowitego w głowie, kiedy rozgrzane ciało zanurza się w przeręblu, a sztylety lodu wbijają się głęboko i boleśnie nie tylko w skórę, ale przede wszystkim świdrują w umyśle głęboko, zmuszając do odkrywania swojej kolejnej granicy.

Jeśli już udało mi się wprowadzić Cię w podstawową magię, jaką daje sauna, to dodaj do tego nastrojową muzykę instrumentalną, niekończące się rozmowy o dobrodziejstwach natury i ożywcze uczucie kąsania śniegu, kiedy rozgrzane ciało ląduje z impetem w białym puchu. Czułem, jak wszystkie moje zmysły budzą się do życia, napędzane galopem krwi w tętnicach, z płucami oczyszczonymi z brudu cywilizacyjnego i otwartą duszą, gotową stawić czoła nowym wyzwaniom życiowym. W dzikiej Saunie czuję się jak u siebie. Dookoła zbawczy las, cisza i ognisko, gdzie mogę przygotować ciepłą strawę, czy zaparzyć zioła. Mogę zamknąć się w swojej głowie i spędzać czas sam ze sobą, mogę otworzyć się na innych, poznać nowych ludzi i wzbogacić się ich doświadczeniem. W Dzikiej są sami fajni towarzysze, nie ma tam przypadkowych gości. Szczególnie teraz, zimą, kiedy saunowanie jest bardziej wymagające, a jednocześnie najbardziej doświadczające.

Po frajdzie w saunie czeka mnie ciepły kokon śpiwora zawieszony metr nad ziemią, gdzie oczyszczony i zrelaksowany mogę powolutku, w rytm kojącego kołysania hamaku, oddać się w objęcia Morfeusza. Nade mną jeden z wielu elementów wystroju miejscówki, indiański łapacz snów... czy coś dziś się złapie w jego pułapkę? Sprawdzimy jutro... ;)

Dzień kolejny witam kubkiem aromatycznej kawy, nieśpiesznie patrząc jak płomienie ogniska leniwie obejmują żarliwym nelsonem kolejne bierwiona drewna. Od niechcenia głaszczę starego kocura, który mruczy jak mały tranzystor, w oczywistej próbie przypodobania mi się i wyżebrania kolejnego kabanosa. Mruczusia wielkości żbika ochrzciłem Dziki i jak się potem okazało, wszyscy tutaj tak na niego wołają. Jest to półprzybłęda pomieszkujący trochę tutaj, a trochę chadzający własnymi drogami, jak to koty mają w zwyczaju, o czym jako potrójny kot, coś tam wiem. ;)

Dzień jeszcze młody, a kolejny seans saunowy dopiero wieczorem, w ramach urozmaicenia udaję się więc na rekonesans do Zaczarowanego Lasu. Otacza on Dziką Saunę rozległymi przestrzeniami zielonej tkanki, otulając to miejsce i dając dodatkowy nimb tajemniczości i surowości. Zaczarowany Las jest rzeczywiście czarodziejski. Pierwszy raz byłem tu w kwietniu i zdziwiłem się, jak inny jest od tego, do czego przywykłem w różnych outdoorowych wyrypach, a różnorodności lesistej mam w swoich doświadczeniach aż nadmiar do porównania.

Knieja przede wszystkim pokrywa najstarszą strukturę górską w Polsce, tak starą, że po samych górach niewiele zostało, obróciły się bowiem w proch w bezlitosnych procesach erozji, utopionych w eonach czasu. Znajdujące się nieopodal Góry Świętokrzyskie korzeniami sięgają tego samego okresu i są tak naprawdę tą sama formacją geologiczną.

W lesie co rusz spotykam ogromne głazy i tyraliery skalne, pozostałości świetności sprzed tysiącleci. Obecność wielorakich i płytkich wód podskórnych również świadczy o bliskim, tuż pod różnorodną tkanką ściółki i podszytu, towarzystwie skalnego podłoża.

Sam las jest piękną mieszanką formacji sosnowych i liściastych, reprezentowanych przez liczne dęby, buki i jesiony, a główną atrakcją są bogate stanowiska modrzewiowe. W takim lesie oko się nie nudzi, szczególnie jeśli dodasz do tego paprocie, widłaki, mchy i rozległe jagodowiska. Ale nie tylko dlatego jest to magiczne miejsce. Na mapie wygląda na spokojny i wręcz nudny las; w realu zadziwia gęstą siatką niby-dróżek niby-przecinek, prowadzonych zupełnie dowolnie, czasem kształtowanych przez maszyny leśne lata temu, czasem przez przedwojenne nasypy kolejowe, dziś ogołocone z torów, a czasem biegnące wprost korytem strumienia leśnego, których mnogość w okolicy zachwyca, ale też zmusza to mocnego kluczenia podczas marszu. Dlatego też nie raz i nie dwa zgubiłem tu drogę i azymut a nawet dobrze oznaczony szlak może wyprowadzić na manowce lub skończyć się dla Ciebie na moczarach, jeśli nie zachowasz czujności. Co i mnie się przytrafiło, przyznaję.

Aha, na skraju tego boru rozkraczył się, obecnie już w stanie coraz smutniejszej agonii, Dąb Bartek, który nie jest ani najstarszym, ani największym dębem w Polsce, a z naj-ów pozostało mu tylko, że ma po prostu z naszych drzew pomnikowych najlepszy marketing. Więcej o Dębie pamiętającym Chrobrego poczytasz, kiedy opiszę swoją pierwszą wizytę w Dzikiej Saunie! Dzień grudniowy umiera szybko, zanim się więc obejrzałem, już był czas wracać do Dzikiej, zakosztować ponownie tego, po co tu przyjechałem, czyli potężnej dawki odpoczynku i odcięcia od szarej rzeczywistości. Przesilenie zimowe tuż za pasem, jest to ważny dzień w kalendarzu i mocno wpływa na naszą kondycję psychofizyczną i stan ducha. Dobrze jest być przygotowanym do tego okresu: to w jakiej formie go przejdziemy może rzutować na nasz performance w nowej odsłonie... no ale tu już zahaczamy o bardziej nadrzeczywiste sprawy. Takie tematy mistyczne są codziennością w Dzikiej Saunie, rozważania mocno osadzone w duchu animistycznym, z elementami szamanizmu, tematy fascynujące jak stara baśń, jak niedokończona klechda z dzieciństwa. Jeśli czujesz tęsknotę za takim spojrzeniem na świat, jeśli masz w sobie niedopowiedziane historie, jeśli czujesz się zmęczony codziennością, odnajdziesz się w Dzikiej Saunie. Posłuchasz opowieści bannika, albo zatopisz się w sobie, a na koniec oddasz umęczone w parno-mroźnej torturze ciało w sprawne ręce Kasi, certyfikowanej fizjoterapeutki, która tajniki budowy ludzkiego organizmu studiowała w szkołach, ale już sztuki masażu zgłębiała w różnych dziwnych i egzotycznych miejscach. Jeśli nie wiesz, jaki rodzaj masażu jest Ci potrzebny, zawierz wybór Kasi, z nieodgadnioną intuicją zawsze wyczuje, co i jak zrobić, żeby udanie sklamrować pobyt w Dzikiej.