top of page
  • Writer's pictureMaciej Fink-Finowicki

Napoleon. Szymbark. Kamieniec.

Updated: Feb 3, 2022

21-23.01.2022

Wieczorny pociąg wypluł mnie na stacji Iława Główna. Niczym duch, przemknąłem szybko przez uśpione miasteczko, kradnąc kilka nocnych kadrów. Wiatr i padający śnieg zagnały mnie bezpardonowo w pierwsze zagajniki podmiejskie, gdzie w młodniku skoszarowałem się naprędce. Pojezierze Iławskie jutro legnie u mych stóp.

Sobota rano - udaje się wstać pierwszym brzaskiem, jeszcze przed świtem. Bez ogniska, kawy i śniadania wyruszam. Zimny start jest bolesny, ale oszczędza dużo czasu. Gorące ziółka zaparzę sobie podczas odpoczynku na szlaku. Światło dnia zastaje mnie już w trasie. Śnieg wciąż sypie, ale w lesie nie tak dokuczliwie, bez zjadliwego kąsania oczu i twarzy.

Park Krajobrazowy Pojezierza Iławskiego obejmuje zwarty obszar zielony o powierzchni 250 km2, od wschodu ograniczony Jeziorakiem - najdłuższym jeziorem w Polsce. Rzeźba terenu pagórkowata, ale niemęcząca - suma przewyższeń nieduża, za to oko odpoczywa na urozmaiconym, morenowym krajobrazie.

Bardzo różnorodne formacje leśne, od młodych lasów, po stary bór, mało obszarów lasów typowo hodowlanych, co cieszy. W obrębie Parku i jego otuliny jest ponad 40 jezior i oczek wodnych w tym Jezioro Jasne o wizurze 15 metrów. Jest też kilka rezerwatów, głównie ptasich. Mimo bliskości cywilizacji, przez dwa dni nie spotkałem w lesie żywej duszy, może przez porę roku, może przez pogodę. Poprzednie dwa dni padało mocno, szedłem więc w dziewiczym i kopnym śniegu po końce cholewek. Ślady moich traperów krzyżowały się tylko ze zgrabnymi tropami saren, które też mogłem zaobserwować na żywo z oddali. A w lesie cisza, w delikatnym podkładzie ptasich trelów, od czasu do czasu urozmaicona pracowitym stukaniem dzięcioła. Bajkowo.

Aleja Napoleona za wsią Kamionka: tu szlak się rozgałęzia na starą i nową część. Trochę poszalałem ze zdjęciami. Słońce rozświetlające drogę, świeży śnieg i regularność Alei wybitnie sprzyjała traceniu głowy.

Widać, że koncepcja Szlaku Napoleońskiego stoi w wielkim rozkroku i brak jest urzędniczej wizji co do zagospodarowania tegoż. Szlak rozdziela się w kilku miejscach, oznaczenia są nieregularne, niektóre są odnowione, inne zaniedbane i w zasadzie niewidoczne. A najpewniej instytucje odpowiedzialne mają to po prostu wszystko w dupie.

W niedzielne popołudnie zdobywam pierwszy cel główny tego weekendu: Zamek Szymbark. Podkradłem się do niego od południa, przedzierając się przez zarośnięty Szlak Napoleoński i podziwiając rozmach pozostałości zamkowego założenia ogrodowego, widocznego jeszcze gdzieniegdzie w regularnościach obsadzeń dużych drzew.

Zrobienie zdjęcia bryły Zamku, górującej nad jeziorem, wymagało ode mnie nie lada hartu ducha: trzeba było wejść kilka metrów na lód, nie taki gruby zresztą, który złowieszczo trzeszczał pod ciężarem mojego 140-to kilogramowego jestestwa (licząc z plecakiem i zimowym rynsztunkiem). Stawiam stopy najostrożniej jak mogę, jakby to miało zmienić mój nacisk na lód i prawa fizyki hahaha, sam się teraz z siebie śmieję na to wspomnienie! Ale jakbym zaliczył nieplanowane morsowanie, to by dopiero było było wesoło! A wszystko dla jednego zdjęcia. No pojebany, pojebany! ;)

Ostatnie podejście przez rozstępujące się gęstwiny odsłania cielsko zamczyska nieśpiesznie. Jeeesu słodki, ale on jest ogromny! Budowla na planie prostokąta o bokach 95 x 75 metry i najwyższej wieży wysokiej na 24 metry, mimo, iż jest tylko szkieletem bryły rezydencji, robi ogromne wrażenie. Drugi największy zamek gotycki w Polsce po Malborku! Podchodzę pod same mury nie mogąc oderwać wzroku, a przecież odwiedzam to miejsce już chyba czwarty czy piąty raz w życiu! Patrzę z podziwem; wiatr wzbił tuman śniegu, który jakoby duchy przodków *), zawirował nad zębami murów, zawył potępieńczo i sczezł. Przywitałem się bezgłośnie. Zamek w swym dostojeństwie skinął mi niezauważalne na powitanie aby za moment znowuż zastygnąć w powadze jak dumny strażnik dziejów.

*) Rodzina Finck von Finckenstein, onegdaj właściciele Zamku w Szymbarku, Pałacu w Kamieńcu i majątków w okolicach Iławy, jedna z najznakomitszych rodzin pruskich, jest częścią wielkiego, starego rodu o kilku rozgałęzieniach, skoligaconego z wieloma głowami koronowanymi Europy. Protoplastami rodu są szwajcarscy Finckowie z Zurichu, wyniesieni przez Karola Wielkiego w IX wieku do szlacheckości. Choć podobno to ładna, ale legenda tylko. Ród budował swoją świetność w ramach odgałęzienia niemieckiego, pruskiego, austriackiego, a część polska rodziny, której jestem jednym z wielu sukcesorów, ma zaledwie skromne 200 lat. Piszę to jako ciekawostkę, bo ani to moja zasługa, ani wina że się z takim nazwiskiem urodziłem. Manii wielkości nie mam, pretensji też żadnych, nastawiony jestem bardziej na odkrywanie bogactwa wewnętrznego, niż entuzjazmowanie się doczesnością, a wzmiankowany rys historyczny przytoczyłem gwoli ciekawostki. Nie istotniejszej w najmniejszym stopniu bardziej niż opowiastka przy ognisku.

Usiadłem na pniaku przed Zamkiem i syciłem oczy widokami a ciało pysznym Tomasz Rollem **), próbując sobie wyobrazić, jak wyglądał Zamek w czasach świetności, kiedy Panowie Szlachta wyjeżdżali główną bramą na polowanie a niewiasty w pięknych, fiszbinowych sukniach odpoczywały w parku obramowanym malowniczym Jeziorem Szymbarskim z panoramą zamkniętą bryłą Zamku górującą nad okolicą. Pewnie wyglądało to jak w bajce. Jako ciekawostkę można ten akapit skwitować informacją, że w 1995 Zamek Szymbark wystąpił jako scenografia amerykańskiego filmu "Król Olch" z Johnem Malkovichem. **) Tomasz Roll to nic innego jak kabanosy zawinięte w tortillę, posiłek świetnie sprawdzający się w każdych warunkach outdoorowych z racji dobrej relacji waga/kaloryczność i odporności na zepsucie.

< zdj.: zamkopolskie.com >

Popołudnie zaczynało już flirtować z wieczorową porą. Łagodne minus trzy na skali Celsjusza, w dzień dające pożądaną rześkość do marszu, teraz przy spoczynku, agresywnymi szpileczkami zimna wbijało się w przemoczone doszczętnie obuwie, trupim chłodem masując stopy.

Podniosłem się niemrawo, pożegnalnym spojrzeniem obrzuciłem bramę wjazdową, teraz zamkniętą na cztery spusty (Zamek nie jest dostępny do zwiedzania w środku po przejęciu przez właściciela prywatnego w 2018 r.). Przypomniałem sobie, jak w 2006 zwiedzałem - wtedy jeszcze ogólnodostępne ruiny - jako oprowadzacza mając przesympatycznego, lokalnego staruszka. Za cenę taniego wina starik robił za przewodnika po obiekcie, snując w osnowie przetrawionego alkoholu opowieść o Zamku, zadziwiająco składnie i zbieżnie z faktami historycznymi. Dziadek już dawno w lepszym świecie, a mi pozostaje obejść się smakiem. Zostawiam za sobą zdeptane sowieckim butem w 1945 ruiny Zamku i ruszam na spotkanie kolejnej perełki historii. Aha, przed zamkniętą bramą są jeszcze QR z dostępem do zwiedzania wirtualnego, w sumie pomysł w pytę!

Przede mną ponad 20km marszu, więc niewykonalna trasa w tym ułamku dnia, który mi został w rękach. Ruszam jednak, aby "podciągnąć" jak najbliżej Kamieńca, mojego drugiego celu głównego w ten weekend. Marsz ciemniejącymi zakamarkami lasu ma w sobie coś romantycznego, a jednocześnie jest bardzo creepy (kto znajdzie lepszy, rdzenny odpowiednik tego słowa, niech pierwszy rzuci kamieniem!). Wraz z mrokiem spadła temperatura i uporczywy śnieg znowu dawał się we znaki. Duże, lepkie cząstki białego gówna wirowały w mdłym kręgu czołówki, oblepiając ubranie, plecak i twarz. Gnane podmuchami wieczornego wiatru wciskały się w oczy i zabierały oddech. Miałem w planie jeszcze 2 kilometry do punktu na mapie zidentyfikowanego jako obiecujące miejsce na obozowisko, ale poddałem się wobec naporu natury. Skręciłem prosto w las i zasłonięty drzewami od traktu, w pierwszym miejscu pozwalającym rozbić hamak, rzuciłem plecak na ziemię. Zasypiając w śpiworze, z tarpem tuż przy twarzy, rozbitym nisko, żeby osłaniał od wiatru, zdążyłem jeszcze ładując zegarek odczytać 30km złażone dziś w niełatwych warunkach. Ból w stopach i ogólne złachanie potwierdzały w całej rozciągłości ten kilometraż. Długo do snu nie musiałem się bujać, myśli rwały się szybko i rozpłynęły sprawnie w trzaskach dogasającego ogniska.

Pobudka do miłych nie należała: zimno, ciemno a moje buty zamieniły się w nocy w sztywne skorupy, skute nocnym mrozem. Nie zabezpieczyłem ich wystarczająco dobrze. Szkolny błąd, za który wieczorem przyjdzie mi zapłacić rozkrwawionym paluchem. Ale na razie jest teraz, mam jeszcze 12km do Kamieńca i ogarniam ciało, umysł i ekwipunek przed kolejnym wysiłkiem. Słońce towarzyszy mi tylko do południa, potem niebo zasnuwa się ciężkimi chmurami. Idę przez biały, urozmaicony krajobraz, zmagając się z kilometrami i słabościami, ale mam dobrą motywację.

Do Kamieńca docieram akurat na dwie ostatnie godziny dnia. Najpierw zza wzgórza wyłoniła się wieża kościoła ufundowanego przez Finckensteinów, która od tej pory prowadzi mnie jak drogowskaz. Trochę wysiłku i stresu kosztowało mnie włamanie się na teren Pałacu, który od szosy odgrodzony jest solidnym płotem. Jednak jestem zdeterminowany i z pomocą aplikacji ***), dedukuję którędy można dostać się na teren niezauważony. Kto ciekaw niech napisze, to podpowiem. :) ***) mapy.cz - solidna, darmowa, czeska apka z ładowalnymi mapami. Dostępna warstwa satelitarna, oraz outdoorowa z zaznaczonymi szlakami turystycznymi i atrakcjami. Super dokładna. Działa świetnie w Polsce, na Grenlandii i nad Bajkałem. Sprawdzone. Można założyć profil i tworzyć własne mapy na lapku albo fonie. Polecam.

Słońce w złotej godzinie bardzo niemrawo przedziera się zza chmur, ale wystarcza mi to na zadowalające zdjęcia. Patrzę na ruiny Pałacu w Kamieńcu, bezsilnymi szponami skruszałych kolumn sięgające rozpaczliwie ku niebu i patrzące tępymi oczodołami pustych okien na park, niegdysiejsze miejsce parad i zabaw. Kiedyś pyszny Finckenstein Schloss, nazywany pruskim Wersalem, jeden z czterech zamków w Prusach ze statusem królewskim, tzn. o standardzie godnym przyjąć głowę koronowaną. I przyjął onegdaj króla, a raczej Cesarza samego, w swoim czasie najpotężniejszego człowieka świata. Imć Napoleon Bonaparte ugoszczony przez von Finckensteinów, spędził w Pałacu całe trzy miesiące, sprawując władzę nad swoim Imperium, uprawiając politykę, przyjmując delegacje, planując przyszłe kampanie, ale przede wszystkim grzmocąc z werwą 20 lat młodszą metresę, znaną jako Maria Walewska.

Widzę odsłonięte przez osuniętą ścianę, pozostałości ozdobnego kominka na drugiej kondygnacji i zastanawiam się, czy to właśnie w tym miejscu Napoleon robił maślane oczy do Walewskiej. Wpatruję się w wyszczerbiony tympanon z herbem rodowym, na ryzalicie frontowym z głównym wejściem. Przechadzam się po pozostałościach założenia parkowego, w cieniu tych samych drzew, które były świadkami spacerów i płomiennych pocałunków Cesarza i jego kochanki. Chłonę wajb miejsca i westchnienia historii. Jest niesamowicie.

W głowie kołatała się też zgryźliwa konkluzja, podobna do wczorajszej: jeszcze w 1945, niecałe 80 lat temu, Pałac był w świetnym stanie i zachwycał rozmachem, formą i wykończeniem. Zamek Szymbark też. Azjatycka swołocz sowiecka, podobnie jak w Szymbarku spaliła obiekt w swoim nieludzkim marszu na Berlin, pozostawiając go do dnia dzisiejszego w stanie malowniczej, trwałej ruiny. Jak setki, czy też tysiące podobnych i pomniejszych świadectw historii. Kto nam za to zapłaci? Nie mam złudzeń.

Słońce malowniczo zabarwiło chmury chowając się za horyzontem. Przede mną wędrówka szosą 10km do stacji powrotnej w Suszu. Nogi maszerują w uspokajającym, hipnotyzującym rytmie lewa-prawa. Zmęczony. Zamykam niedziele drugą 30-ką kilometrów na liczniku, czyli w weekend ponad 60km dziabnięte. Nieźle. Stopy bolą, obtarty palec u nogi sączy krew do buta. Jednak maszerując jestem jak w transie i mimo zmęczenia - mam poczucie, że mogę tak iść bez końca aż na kraniec tęczy. Albo i dalej. Uwielbiam to dynamiczne uczucie mocy, kiedy moje kroki czynią pochłaniane piędzi ziemi mi poddanymi. Jestem niezależny, wszystko co potrzebne mam w głowie i plecaku.

To był dobry weekend. Pełen wyzwań i wrażeń. Z wiatrem, śniegiem, mrozem, chmurami... przyprawiony zimnym słońcem. Mięsisty. Krzepki. Z historią w tle. Oby więcej takich. Dzielę się przeżyciami i zdjęciami. Jak podobało Ci się, kliknij serducho na dole tego tekstu... ;)


140 views2 comments

Related Posts

See All
IMG_5149_edited.jpg

Cześć! Dzięki, że tu jesteś! Dobrze Cię widzieć!

bottom of page